czwartek, 19 marca 2009

Zmiany zmiany

Uważny czytelnik zauważył z pewnością pewne zmiany na blogu. Zniknął zegar transoceaniczny. Powód jest prosty. W USA i tak nikt na niego nie patrzył i wszyscy dzwonili akurat wtedy gdy szeregowy pracownik CTGHLAMOLFLW chciał iść do domu.

Druga zmiana jest bardziej doniosła i jest elementem kampanii na rzecz uwolnienia bloga (kończy się okres rozliczeniowy - przekażcie nam 1% podatku). Wprowadziliśmy nowy gadżet. Jeśli denerwował cię fakt że w pracy zablokowali Ci jakąś stronę tu możesz się zemścić. Wprowadź tylko adres strony i kliknij przycisk z wygenerowanym linkiem. Na pewno humor poprawi Ci fakt że my blokujemy stronę Twojego pracodawcy.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ja chciałem zaprotestować przed czymś zgoła (znaga - tak chyba bedzie politycznie poprawnie) odmiennym. Otóż wiedziony wieloletnim doświadczeniem ogólnofirmowego blokowania stron wszelakich i wyuczony przeróżnych sposobów obejścia tegoż, niniejszym protestuję przeciwko NIEBLOKOWANIU przez obecnego pracodawcę dostępu do internetu. Czuję się przez to niedoceniany, moje umiejętności "kwasi-hakierskie" (kierowane przez odwieczne prawo biologiczne mnówiące o zanikającym organie cierpiącym na nieużywanie zresztą) ulegają stopniowej degradacji. Co gorsza, przeglądnąłem w godzinach pracy chyba cały już internet gdyż zauważam z przerażeniem, że browsując w domu nie znajduję już nic interesującego. Nawet roznegliżowane panie okraszone najperfidniejszą lubieżnością nie wzbudzają we mnie już żadnych emocji (choć niektórzy twierdzą, że to z powodu posunięcia w wieku).

Protestuję przeciwko otwartemu dostępowi do internetu w pracy ze względu na to, iż godzi on w moje umiejętności twórczego myślenia. Obecnie, napotykając na problem, sięgam od razu do google.com - swego rodzaju wyroczni internetowej, która w przeciągu kilku sekund potrafi rozwiązać najbardziej skomplikowany problem. Tym samym mój umysł, nie zajęty myśleniem o bierzącym problemie, krąży wokół tematów, które normalnie przed godziną 20 (czyli normalną godziną powrotu do domu normalnego zapracowanego kontraktora SS) nie przychodziły mi do głowy. Jestem oburzony tą sytuacją i obiecuję, że przy pierwszej lepszej okazji (jak się nawalę jak messershmitt) zgłoszę wniosek racjonalizatorski do mojego obecnego pracodawcy. Czuję się gorszy od moich byłych kolegów z SS, którzy ku chwale Dziedzica, mogą ze spokojem wysilać zwoje mózgowe i nakładać kolejne łaty na łatę, drutować moduły, sztukować interfejsy i kombinować jak się tylko da, stojąc na rzęsach i klaskając jajkami (wybaczcie panie programistki - nie wypowiem się czym Wy możecie klaskać :-) ).