wtorek, 30 czerwca 2009

Depesza z ostatniej chwili

Polska prokuratora domaga się rewizji wyroku dla znanego finansisty Madoffa. "Za wywołanie kryzysu który doprowadził do odwołania Dziedzicowego pikniku domagamy się kary śmierci przez rozbronowanie. Niektóre świętości są nienaruszalne" argumentował minister sprawiedliwości.

niedziela, 21 czerwca 2009

Zamiast kija i marcherwki dwa kije...

No i stało się. Kryzys finansowy czyli wymówka pracodawców aby ciąć wydatki kosztem pracowników dopadł i nas. Jedyna impreza firmowa na którą z utęsknieniem czekają co roku wszyscy pracownicy firmy oraz ich rodziny, jedyna impreza którą można było się pochwalić przed kolegami lub koleżankami pracującymi w innych branżach, jedyna impreza dzięki której choć trochę firma sprawiała wrażenie że jest przyjazna pracownikom nie odbędzie się. Powód? Oczywiście kryzys finansowy. Jeszcze dobrze nie opadły echa wspaniałego przemówienia zaczerpniętego niczym z hollywoodzkiego scenariusza "Dnia niepodległości", gdzie byliśmy wychwalani za naszą pracowitość i obiecywano nam , że jak dalej będziemy ciężko pracować to zostaniemy nagrodzeni a tu nagle ukazano nam gdzie nas tak naprawdę ma dział kierowniczy. Pracując przez ostatni rok sporo ponad normę każdy po cichu liczył, że może na pikniku będą jakieś większe fajerwerki. Ci co przez pracę muszą zaniedbywać rodziny mówili żonom że tak naprawdę firma nie jest zła. W końcu niedługo zorganizuje nam piknik. W końcu trochę ukaże on firmę z lepszej strony. Nie tylko jako obóz pracy przez który same muszę zajmować się domem i dziećmi bo mężów nigdy nie ma w domu a jak są to dalej pracują tylko jako firma która daje coś w zamian. Chyba nawet nie muszę mówić jak została przyjęta informacja, ze pikniku jednak nie będzie. Ostatni argument który mieliśmy dla naszych żon upadł. Co teraz mówią o naszej firmie i co nam doradzają to chyba też każdy się domyśla. Pracując tutaj najlepiej przestać się spotykać ze znajomymi. Ostatnio podczas takiego spotkania jedni się chwalili jak to mieli zafundowane wczasy firmowe w turcji. Inni że firma im dofinansowała wczasy nad morzem. Gdy od żony usłyszeli jak wygląda praca u mnie zobaczyłem tylko konsternacje w ich oczach. Najgorsze było to, że jedyne co mogłem powiedzieć dobrego na temat firmy to to, że mam nienormowany czas pracy. Jednak żona wtedy dodała sprostowanie ile ten czas pracy wynosi.
Wielu pewnie się ze mną nie zgodzi. Tylko ile z tych osób ma rodziny? Można też powiedzieć, że jak nie pasuje to można odejść. Można.. tylko gdzie? Wiadomo jak wygląda rynek pracy w naszym mieście. Dlatego zaciska się zęby i się pracuje zachowując pozory że wszystko jest w porządku. Ale jak długo się wytrzyma? Wszystko ma swoje granice.
A wystarczył by jeden głupi piknik....

piątek, 19 czerwca 2009

środa, 17 czerwca 2009

Tortury

Podobno indianie z amerykańskiej dżungli wiązali pechowych podróżników i kładli im na nagim brzuchu połowę skorupy kokosa. Pod tą skorupę wpuszczali karalucha. Łażący w kółko owad doprowadzał ofiarę do obłędu.
Amerykanie w Guantanamo torturowali Talibow puszczając im w kółko "Ich bin Schnapi das kleine krokodil" (później zakazano to w wielu konwencjach).
Wraz z postępem czasu tortury stają się coraz bardziej finezyjne. Dzisiaj głównym narzędziem tortur jest telefon. Wielu programistów gdy słyszy "Dla Elizy"* instynktownie się kurczy - wie że za chwilę rozpoczną się psychiczne tortury. Mistrz ceremonii rozpoczyna je zawsze w podobny sposób. Rozgląda się po sali i mówi do słuchawki "Tak, Jest tutaj". Potem powoli idzie przez salę nie patrząc na żadną konkretną osobę. Chwilę sobie pokluczy od stolika do stolika, pójdzie w jedną stronę, później zawróci. Potem jednym błyskawicznym skokiem dopada ofiarę - "Do Ciebie" - mówi. W tym momencie zaczynają się tortury właściwe czyli rozmowa przez telefon. Ich opis jest tak makabryczny ze nie nadaje się do publikowania. Jeśli ofiara przeżyje przejmuję rolę oprawcy. Odnosi telefon wyświetlaczem skierowanym do siebie, tak żeby nikt nie był pewien czy rozmowa się skończyła i czy aby on nie będzie następny.

*Współczesna wersja "Szła dzieweczka" (przyp. tłumacza)

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Stopnie naukowe

Kolejne z moich nie do końca mądrych przemyśleń na temat jak to wszystko się powtarza. Struktura firmy do złudzenia przypomina stopnie naukowe na naszych uczelniach.
Mamy:
TeamLeadera <-> Asystenta
Architekta <-> Doktora
Menadzera nieparkingowego <-> Profesor nadzwyczajny
Menadzera parkingowego <-> Profesor zwyczajny